"... kierujemy się na ogół tą maksymką, moc radości wzmacniać smutku odrobinką..." Jeremi Przybora

sobota, 31 stycznia 2015

Psu na budę:-)

Goleniów, 31 stycznia 2015r.

Komunikat
Fabryki Małych Przyjemności


Obywatelki i Obywatele!!!!!!

Niniejszym informujemy, iż 

 Fabryka Małych Przyjemności

ogłasza sprzedaż 

Kartek 
Walentynkowych 
Ale Też Dobrych Na Inne Okazje:-)
(kartki poniżej)

z całkowitym przeznaczeniem każdej z zapłat
na rzecz
zakupu 
bardzo bardzo potrzebnych 
bud
dla czworonożnych mieszkańców 
Fundacji "Dom Tymianka"

Pytacie Obywatele kto zacz ów Tymianek?
Co zacz owa Fundacja? 
Zapraszam więc tu KLIK:-)

Każda kartka kosztuje jedyne małe szczęśliwe 13 złotych
(z czego mniej więcej końcówka ceny przeznaczona na jej wysyłkę)
ale oczywiście nie śmiem wzbraniać
ewentualnym Kupującym 
powiększonej serdecznie wpłaty:-))))

Obywatelu! Obywatelko!
 Kartki oglądasz tutaj (załącznik nr 1 niniejszego komunikatu), a potem przenosisz się do 
Fudnacji "Dom Tymianka"
KLIK!!!
gdzie ruszyła już sprzedaż nie tylko kartek, ale różnych cudności 
okołowalentynkowych! 
a przede wszystkim
takich rzeczy
jako piękne filcowe kotki na przykład!
jako foremki do wypieku ciasteczek o kształcie złączonych serc lub przynoszących szczęście kominiarzy! 
jako wełniane pojemniki na różne różności!
jako biżuteria przeróżna!
a i notes się znajdzie:-)

Ruszył więc
Jarmark Walentynkowy
(nielicytacyjny!!!)
i by się tam przenieść wystarczy właśnie zrobić owo małe klik
KLIK:-)
i przenieść się do sklepu Tymianka.

Uprzejmie prosi się Blogotwórców i FBowiczów o rozpuszczenie wieści
 (może jakiś link na FB/blogu lub króciunia notka?? :-))
o Jarmarku Walentynkowym.
I nie chodzi wcale o poklask czy inszą popularność czy chwałę
a jedynie o to by jak najwięcej osób mogło wspomóc
szlachetne działania Fundacji "Domu Tymianka":-))))

Cieszą się wszyscy!!!
Kupujący, a potem obdarowani kartką, na przykład.
A najbardziej nareszcie bezpieczne i szczęśliwe
psie staruszki 
w "Domu Tymianka"!!!!!!

Konto dla zapłaty za kartkę  - na końcu niniejszego komunikatu (wpisu)

Z serdecznym i ciepłym pozdrowieniem!!!


         Dyrektor Generalny                                                                                            Kierownik Pionu
    Fabryki Małych Przyjemności                                                                                   Wykonawczego 
Tygryssa Tygrysowicz de domo Sierściuch                                                             Edyta z Kubkiem Kawy                


--------------------------------------------------------------------------------------------------------

Załącznik nr 1 do Komunikatu

Kartki do zakupu 
 na pomyślność i szczęście staruszków w Fundacji "Dom Tymianka"

Dla zakupu kartki, po jej wyborze tutaj, należy przenieść się do Fundacji "Dom Tymianka" 

Każda kartka posiada kopertę oraz zapakowana jest w koszulkę foliową.
Wymiary kartek podłużnych: 21 x 10,5 cm.
Wymiary kartek kwadratowych: 13,5 x 13,5cm.


Kartka numer 1


praca od początku do końca bardzo ręczna!, bowiem papier zapieczątkowany,
a klucz wycięty ręcznie, nie maszynerią:-)




Kartka numer 2


kartka dla wyrażenia sympatii i przyszpilenia na stałe:-)
także bardzo ręcznie wykonana - serducho i ramka ciachu ciach nożyczkami




Kartka numer 3


kartka ze słodką myślą przewodnią:-)




Kartka numer 4 


dla uczuciowych smakoszy:-)




Kartka numer 5 


dla miłośników słodkich pluszaczków




Kartka numer 6


dla wielbicieli dużych misiów, nawet tych wg Barei:-)




Kartka numer 7



dla uczuciowych ostrożnych optymistów:-)



i jeszcze notes wychałturzony przez Fabrykę Małych Przyjemności:-)



także do nabycia u Tymianków:-)))


Obywatelki i Obywatele!
Mam nadzieję, że wpadło Wam coś w oko
 i przyda się
na dalszą drogę życiową:-)

Ku chwale Domu Tymianka!
Czuwaj!


Z niskimi ukłonami

Kierownik Pionu Wykonawczego
Fabryki Małej Przyjemności
Młodszy Chałturnik

Edyta z Kubkiem Kawy


p.s.
dane do przelania zapłaty za kartkę - konto Fundacji "Dom Tymianka":

Fundacja "Dom Tymianka" 
Kołaki - Kwasy 8 
06-406 Opinogóra Górna 

Numer konta BZ WBK : 
52 1090 1694 0000 0001 1684 9209 


czwartek, 29 stycznia 2015

"Pomówmy szczerze..."

... bo warto!
Warto poznać Juliana Barnes'a nie tylko poprzez tę książkę, warto go poznać także choćby poprzez "Papugę Flauberta". Mówi się, że jest uwielbiany przez Francuzów. I choć nie mam w sobie ni kropli krwi francuskiej, to jednak też go uwielbiam. Choćby właśnie za "Papugę..." i choćby właśnie za "Pomówmy szczerze...".

Jeśli pragniecie popołudnia z błyskotliwą, napisaną żywym językiem, wypełnioną energią, a często i dowcipem, literaturą, to powinniście sięgnąć po "Pomówmy szczerze...". Jak się zachować, co zrobić, co myśleć, gdy przyjaciel kocha twoją żonę, a żona przyjaciela? To wciągająca i zaskakująca finałem opowieść o dwóch małżeństwach pomiędzy trójką przyjaciół, o próbach uwolnienia się od miłości, o mocy nienawiści, ale i świadomym spłaceniu długu za własne przewinienia. Manipulacje i intrygi jednocześnie bawią, zachwycają pomysłowością, ale i przerażają siłą nienawiści zrodzonej z miłości. 

Narracja prowadzona jest przez trójkę bohaterów, ale owe pomnożenie punktów widzenia wcale nie rozjaśniają sytuacji, nie daje jednoznacznych odpowiedzi, a tylko udowadnia, że każde wydarzenie i każda sytuacja są relatywne. Autor wyraźnie mówi nam, jak wiele znaczeń może mieć jedno słowo czy jeden gest. Wysłuchanie każdej ze stron tego trójkąta nie sprawia, że stajemy po czyjejś stronie. Każdy jest jednocześnie odrobinę odpychający i zadziwiający postępowaniem, każdemu bardzo współczujemy i każdy potrafi wzbudzić sympatię. 

Barnes pisze lekko, z wdziękiem, płynnie, plastycznie, od środka, a jednak bez zadęcia. Nie staje po stronie żadnego z bohaterów, ale też nie wytyka ich palcem, nie grozi. Może chwilami mruga do nich ze zrozumieniem?

Zależnie od tego, jaki ma się dzień, jaki nastrój, książka jest jak solidnie zrobiona, urokliwa i bardzo inteligentna komedia romantyczna lub jak tragikomedia, komediodramat. Nic do końca na serio, choć troszkę boli i każe myśleć. 
.

Okładka książki Pomówmy szczerze...



W "Pomówmy szczerze..." znalazłam:

"Chciałbym, żeby życie przypominało bankowość (...). Nie zamierzam przez to powiedzieć, że bankowość jest prosta. Czasami bywa niesłychanie skomplikowana. Ale zazwyczaj, jeżeli bardzo się postarasz, możesz w końcu zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. A w każdym razie zawsze znajdzie się gdzieś ktoś, kto to rozumie i gotów ci wszystko wyjaśnić, choćby dla ciebie było już za późno. A problem z życiem, jak mi się zdaje, polega na tym, że nagle może się okazać, że już jest dla ciebie za późno, a wciąż nie ma nikogo, kto mógłby ci wytłumaczyć, o co tak naprawdę chodzi."

"Kiedy się żyje z kimś pod jednym dachem, powoli zatraca się umiejętność uszczęśliwiania tej osoby, natomiast moc zadawania ran pozostaje wciąż niezmieniona." 


Tu też wyczytałam, że nie można zjeść omletu, nie tłukąc jaj.  Nigdy wcześniej nie słyszałam, a to podobno so english powiedzenie:-) I nie można czytać Barnes'a nie bawiąc się przednio, choć bywa to ubaw nieco gorzki. 


Książka została przeze mnie oplotkowana w związku z Wyzwaniem Czytelniczym Klucznik, u Ami. Książka z kluczem: pod choinkę, bo właśnie pod choinkę sama sobie ją kupiłam na wyprzedaży księgarskiej. Co bardzo lubię:-)

Pozdrawiam z zimowego deszczu:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zimowe pralinki od Karen Blixen

Niemal wszyscy wiedzą, że życie jest jak pudełko czekoladek. 

A mi się wydaje, że książki też są jak wyroby czekoladowe. 

Nie nazbyt długie powieści czy zacne, kilkuset stronicowe tomiszcza, kilkuczęściowe epopeje... wszystkie one są jak czekolada. Gdy zasmakujesz w pierwszych stronach, wiesz, że reszta tabliczki będzie podobnie kremowo rozpuszczać się w ustach... 

Opowiadania zaś wydają się być jak pralinki. Każdy tytuł może skrywać, jak w bombonierce maleńka papilotka, czekoladową miniaturkę z orzeszkiem, nugatem, musem kawowym... 

A ja... nie lubię bombonierek!!! Właśnie za to, że nawet w największym pudle, olbrzymim, jak koło młyńskie, zawsze jest tylko kilka pysznych, ulubionych czekoladek. Reszta zaś... 
A i, fakt faktem, kiedyś to były pralinki... Mój Tato onegdaj przywiózł (jakieś wczesne lata 80-te) z delegacji bombonierkę. Była ona pięknie okrągła, pięknie wypchana po brzeżki maleńkimi zacnościami czekoladowymi... Gdy smakowaliśmy poszczególne pralinki, najpierw były chwile namysłu i wyboru, potem porównywanie wrażeń, ba! doznań kulinarno - zmysłowych!
Dzisiejsze bombonierki nie kryją tajemnic, nie dają obietnicy duchowej przygody czekoladowej... Te kuwertury, te miazgi kakaowe, te nadzienia tak-samo-smakujące-a-inaczej-się-nazywające... Phi! No, chyba że jest się pralinką Lindt... No chyba, że się jest nugatowym serduszkiem Milki... Wówczas można nosić dumne, pradawne, a nadane w czekorodnej Belgii, około stu lat temu, miano pralinki w bombonierce... Pralinki i bombonierki tam też i wówczas też się narodziły! W małej rodzinnej cukierni. Panie, Panowie, kochajmy więc Belgię! 

Jak się ma powyższy bombonierkowy wywód w połączeniu z "Zimowymi opowieściami" Karen Blixen?  Nie jest to niestety czytelnicze serduszko Milki i nie jest to książkowa pralinka Lindt (która, jako jedyna pralinka na świecie! jest dwukrotnie konszowana! stąd jej nadzwyczajna konsystencja i nieporównywalny z niczym innym sposób rozpływania się w ustach...). Niestety. A nastawiłam się na smakowanie przygody intelektualnej. 




"Miałam farmę w Afryce u stóp gór Ngong." Tak zaczyna się jedna z moich ulubionych książek wspomnieniowych. Tak też zaczyna się słynny film Sydneya Pollacka, którego nie mogę oglądać, bo już od połowy płaczę. Choć "Pożegnanie z Afryką" filmowe i "Pożegnanie z Afryką" książkowe wydają mi się dość mocno od siebie się różniące, to najważniejsze, że są piękne. Ni mniej, ni więcej. 

Nic więc dziwnego, że po spotkaniu z Kamante, Masajami, Farahem, Berkeleyem Colem, ale i samą Karen Blixen i jej Denysem Finch - Hattonem, spodziewałam się CZEGOŚ po opowiadaniach. A tu... Zjadłam całe trzy pralinki z tej zimowej bombonierki z czekoladkami i nie miałam już ochoty na więcej. Z poczucia odpowiedzialności przed samą sobą, a także by dać szansę opowiadaniom, nadgryzłam też każdą z pozostałych w pudełku pralinek. I nic...
Nic poza kilkoma zdaniami...

"Padał śnieg. Gruba warstwa tłumiła kroki przechodniów. Ziemia była niema i martw, powietrze zaś pełne życia. W ciemnych miejscach pomiędzy latarniami śnieg dawał o sobie znać jedynie delikatnym dotknięciem rzęs, ust i rąk, za to w pobliżu gazowych płomieni lamp widać było wyraźnie tańczące płatki. Wyglądały jak wir białych, szalonych skrzydełek, tańczących w górę i dół, niczym mały, błyszczący system słoneczny czy cichy, ale pełen krzątaniny zwariowany ul." 

Z okładki wyczytałam, że tematem, który łączy opowiadania wchodzące w skład zbioru, jest tęsknota.  Być może tak jest. Każda z historii jest "przepełnione niezgłębioną mądrością i poetyckością", a w dodatku całość "należały do najbardziej lubianych zarówno przez autorkę, jak i czytelników." Bardziej lubiane i doceniane niż "Pożegananie..."? Hmmm... A może ja nie lubię bajek dla dorosłych? I ckliwego moralizatorstwa? I nie umiem tęsknić, więc i tęsknoty nie dojrzałam w książce? I jestem nieczułą, płaską norką? Zapewne. 

Jeśli miałoby paść pytanie, czy otworzę jeszcze zimową bombonierkę Karen Blixen, to padłaby też odpowiedź: w tym życiu, nigdy! Poza kilkoma zdaniami powyżej, tak śnieżnymi, nie ma tu ani jednej pralinki w moim smaku. A może dla Was by się znalazła? Tego nigdy nie można wykluczyć.

"Zimowymi opowieściami" dręczyłam Was (i siebie:-)) w związku z czytaniem wg klucza w 
Jedno z trzech wytycznych na styczeń brzmiało: śnieżna okładka.



p.s.
"Pokazałaś wreszcie moje norweskie skrzaciki? Pokazałaś?" moja Mama z kuchni.
 "Oj, tylko skrzaciki, skrzaciki..." ja sobie pod nosem.
 "Jak nie pokażesz skrzacików nie będzie naleśników na kolację, ha!" z triumfem w głosie:-) 

A więc...
 to są ulubione norweskie (z Netto:-)) skrzaciki mojej Mamy... 



... które całe Święta spędziły w Zakątku Szyszkowym w przedpokoju
 (niestety w tym miejscu zdjęcia wychodzą zawsze nieco pomarańczowe...
pewnie po prostu nie umiem ich robić).


A małe, białe prószki tu i ówdzie to żwirek Tygrysiarza, która na sekundą przed pstrykiem przeleciała przed kadrem, a prószki dojrzałam dopiero teraz.


A na kolację będą naleśniki 
posypane zwykłym cukrem
i ze szklanką zimnego mleka
takie lubię najbardziej
w prostocie jest smak:-)

Smacznego popołudnia i wieczoru:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

sobota, 24 stycznia 2015

Wyznaję, że...


„- (…) codziennie czytam i codziennie uświadamiam sobie, jak wiele mi zostało do przeczytania. A od czasu do czasu wracam do poprzednich lektur, ale czytam ponownie tylko te książki, które rzeczywiście zasługują na ten przywilej.
- A co decyduje o przyznaniu tego przywileju?
- Umiejętność wywołania fascynacji czytelnika; podziw dla inteligencji, jaką odnajduję w ponownie czytanej książce, lub dla piękna, która z niej emanuje. Chociaż w powrocie do już przeczytanych książek jest pewna sprzeczność.
- Co masz na myśli (…)?
- Książki, które nie zasługuje na ponowne przeczytanie, nie warto było czytać w ogóle.”*

Wyznaję, że książka, do której Was dzisiaj zapraszam, jest właśnie taka. Wywołuje fascynację czytelnika, wzbudza podziw dla inteligencji autora, emanuje pięknem i zdecydowanie zasługuje na przywilej ponownego przeczytania. Przyznam, i to z ogromną pewnością siebie (co rzadko mi się zdarza, jeśli idzie o zachwyty literackie), że jest to jedna z kilku najlepszych książek, jakie przeczytałam przez ostatnie 43 lata, 9 miesięcy, 9 dni i niespełna 3 godziny. "Wyznaję" Jaume Cabre to mistrzostwo świata wśród zawartości półek, pozycja poruszająca i absolutnie genialna. 

„Kiedy człowiek zakosztuje piękna artystycznego, jego życie się zmienia. Zmieniasz się, kiedy usłyszysz chór Monteverdiego. Zmieniasz się, kiedy zobaczysz Vermeera z bliska; po przeczytaniu Prousta nie jesteś już tym samym człowiekiem. Nie wiem dlaczego…"*





„Był szczęśliwszy, biegając z wywieszonym językiem za czymś nieosiągalnym, niż patrząc na to, co miał w rękach.”*

Wyznaję, że ponad dwustu bohaterów, kilkaset lat, kilka krajów, jedne skrzypce, miłość, tragedia, Hiszpania frankistowska, zło, przypadek, inkwizycja, współczesna Hiszpania, obóz koncentracyjny, ból, muzyka, rozpacz to spory zbiór, jak na jedną książkę, choćby i niemal ośmiuset stronicową. A przy tym to jedynie część katalogu rzeczowego tego niezwykle wciągającego utworu. 

„Po wielu latach spędzonych na rozważaniach o historii kultury ludzkości i próbach opanowywania instrumentu [skrzypce], który wiecznie stawiał mi opór, doszedłem do wniosku, że zarówno my wszyscy, jak i nasze uczucia, jesteśmy kurrrewskim przypadkiem. Fakty splatają się z czynami i wydarzeniami; my ludzie natykamy się na siebie, odnajdujemy się, nie znamy się lub ignorujemy nawzajem przez przypadek. Przypadek jest wszystkim: a może nic nie jest przypadkiem, może wszystko zostało zaplanowane. Nie wiem, na którą koncepcję się zdecydować, bo obie są prawdziwe. A skoro nie wierzę w Boga, nie mogę też uwierzyć w uprzedni plan, czy go tak nazwiemy, czy jakkolwiek inaczej.”*

Wyznaję, że można odczytać książkę Cabre jako sfabularyzowany esej o istocie zła, ale to także pełne pasji wyznanie miłosne. Opowieść o miłości, przekreślonej kilka wieków wcześniej, nim narodzili się sami kochankowie.  

„Piekło zawsze jest gotowe, żeby wcisnąć się do jakiegoś zakątka naszej duszy.”*

Wyznaję, że narracja powieści początkowo tak mnie skonfundowała i... zniechęciła, że podchodziłam do książki dobrych pięć razy nim zaczytałam się aż po porzucenie wszystkich nieobowiązkowych obowiązków. Gdy w pierwszej scenie, gdzie mały chłopiec chowa się za kanapą w gabinecie ojca by podsłuchać rozmowę, nagle pojawia się Indianin i Kowboj... No nie, bez żartów, pomyślałam sobie. Kolejna "rewolucyjna" narracja, co zawsze doprowadza mnie do pasji... Albo to fantasy, co dla mnie też nie jest dobrą wróżbą dla przyjemnego czytania. Ale nie! Po chwilce rozpaczy wyczytałam skąd nagle te preriowo - amerykańskie akcenty w środku powojennej Hiszpanii. Ufff... 
I wtedy "Wyznaję" pociągnęło mnie za sobą.
A narracja, tak czy inaczej, jednak jest zaskakująca i trzeba być uważnym, by nie zgubić się w miejscu i czasie, w które właśnie prowadzi na Cabre. Na szczęście gdzieś po dwóch godzinach, gdzieś przy setnej stronie, zorientowałam się, że na końcu książki znajduje się spis bohaterów (inaczej mówiąc: ściąga!), co uratowało mnie przed ciągłym zapętlaniem się.

"- Jesteśmy przypadkowi…
- Co takiego?
- Łatwiej by było nie być, a jednak jesteśmy.
- …
- Pokolenie za pokoleniem trwa frenetyczny taniec plemników ścigających komórki, przypadkowe poczęcia, śmierć, unicestwienie… a teraz ty i ja siedzimy tu naprzeciw siebie, jakby nie mogło zdarzyć się inaczej. Jakby było możliwe tylko jedno drzewo genealogiczne.
- No dobrze, to logiczne, prawda?
- Nie. To kurewski przypadek.”*

Wyznaję, że naprawdę niewiele książek poleciłabym tak mocno, jak chcę Wam polecić „Wyznaję”. Na mojej półce od Bożego Narodzenia czekają na mnie „Głosy Pamano” Cabre. Spodziewam się kolejnej wielkiej, choć niełatwej, uczty. 

„Czy zauważyłaś, że nasze życie to nieodgadniony zbieg okoliczności? Z milionów plemników ojca tylko jeden zapładnia odpowiednie jajeczko. To, że to ty się urodziłaś, że urodziłem się ja, to naprawdę niezwykły zbieg okoliczności. Mogliśmy przyjść na świat jako miliony różnych ludzi, innych niż ty czy ja. Przypadkiem jest również to, że oboje lubimy Brahmsa. Że w twojej rodzinie było tylu zmarłych i że tak niewielu twoich krewnych przeżyło. Wszystko jest przypadkiem. Gdyby tor naszych genów, a potem naszego życia, na jednym z miliona możliwych zakrętów skierował się w inną stronę, nie powstałyby te słowa, nie wiadomo dla kogo zapisane. Coś strasznego.”*

Wyznaję, że podzielam zdanie Cabre o roli przypadku w życiu. Słowa „rola” używam tylko z braku innego, bardziej odpowiedniego, większego, mocniejszego, obejmującego Wszystko Co Się Dzieje Z Nami. 
Moja maleńka, prywatna teoryjka na temat życia jest taka, że ono w ogóle JEST przypadkiem. Od początku do końca. Wiem, wiem… Zwalanie winy na los i tak dalej? Gdzie moja część odpowiedzialności za własne życie? Nie pamiętam dokładnie słów, ale Krzysztof Kieślowski powiedział w którymś z wywiadów, odnośnie swojego „Przypadku”, że przypadek decyduje o tym, KIM jesteśmy. Decyduje, czy stracimy oko. Ale to my decydujemy, JACY jesteśmy. Można być jednookim chamem, ale można być dobrym człowiekiem bez oka. 

* Wyznaję, iż wszystkie powyższe cytaty pochodzą oczywiście z "Wyznaję" Jaime Cabre, jednej z najlepszym książek, jaką czytałam. 

Wyznaję (na koniec męczenia Was dużą ilością słów), iż powyższe zdania napisałam w związku z wyzwaniem czytelniczym Czytam Opasłe Tomiska (KLIK) u Ami.  





p.s. 
A na deser zapraszam Was na kolejny, przyjemny
dobro niosący
i
dobro dający
Stragan w Fundacji "Domu Tymianka"
z pożytkiem dla czworonożnych
starszych i młodszych
nareszcie bezpiecznych i szczęśliwych
podopiecznych tego Domu:-)

Tu otwierają się drzwi Straganu

A wylicytować tam można
(do południa 27 stycznia)
między innymi:










Bardzo ciepło i bardzo serdecznie
w imieniu 
Wzruszaczy - mieszkańców Domu Tymianka
zapraszam:-))))


Pozdrawiam czytelniczo i tymiankowo:-)
Edyta z Kubkiem Kawy

czwartek, 22 stycznia 2015

Proszę wymyślić sobie tytuł:-)

bo w ogóle nie wiem, co napisać 
w ogóle
a i takie dni mi się zdarzają:-) 
pustostan i echo w głowie...

kartkochałturki przedwczorajsze...









i pierwsza walentynka.
słodka na zewnątrz
i...



... owocowa w środku:-)



blogowisko też jest jak tort...
można jeść albo po kawałeczku, albo wielkimi łyżkami:-) 
 wyłożone jest kremem wpisów
wypchane po brzeżki bakaliami komentarzy
a na wierzchu są 
wisienki 
którymi jesteście 
Wy:-) 

wisienkowo pozdrawiam:-)
Edyta z Kubkiem Kawy


P.S.
"Są kobiety niezamężne z przypadku i niezamężne z wyboru, jednak Olive Chansellor było to po prostu pisane. Była starą panną, tak jak Shelley był poetą, a sierpień upalny"
                                                                                                             Henry James "Bostończycy"

"Na co komu miłość życia, jeśli zawsze nie może być z tobą?"
                                                                                                             John Irving "W jednej osobie"



środa, 21 stycznia 2015

Loteryjka dla Warzywożerców!


Darogije Druzja
Gerlsy and boje
wełkam
und
zapraszam
ewriłan end zewsząd
:-)



W skład zestawu warzywożerczego wchodzą:

magnesssso z wiekopomną i niepodważalną maksymą !



notes 60 kartkowy na jakoweś słodkie zapiski 
wychałturzony przez Fabrykę Małych Przyjemności
czyli loteryjkodawcę



i...

werble!!!! fanfary!!!! fajerwerki!!!!

KUBEK 
z wielką prawdą!
 zaprawdę prawdą!! 
i tylko prawdą!!!



Kubek o pojemności coś ponad 350 mililitrów, długo trzyma ciepło, zaopatrzony w przyjemnie układające się w dłoni ucho, z wizerunkiem misia zapamiętale pochłaniającego warzywo o nazwie "czekolada". 


By stać się posiadaczem zestawu dla warzywożercy należy:

1. dać znać do 28 lutego w komentarzu poniżej o chęci stania się posiadaczem zestawu

2. zabanerkować u siebie loteryjkę
 (o ile jest się posiadaczem bloga, co zupełnie nie jest konieczne, by wziąć udział w loteryjce)

3. a ten warunek jest warunkiem opcjonalnym 
Wyłącznie wtedy, gdy będziecie mieli ochotę i kilka wolnych złotych. 
To dla Was warunek jak najbardziej opcjonalny, choć dla mnie rzecz ogromnie ważna:-) 

Jeśli możecie i chcecie
bardzo bardzo ciepło proszę
o wpłacenie 
szczęśliwych 13 złotych:-) 
na dobrą wróżbę na 2015 rok:-)
na konto 
Fundacji Domu Tymianka
która to maleńka fundacja
ma wielkie serce i wykonuje ogrom pracy
dla swoich czworonożnych podopiecznych:-) 
Tu można zajrzeć do Domu Tymianka 
gdzie Pan i Pani Domu Tymianka uwijają się, dwoją, troją i tak bez końca
KLIK
i gdzie psy i koty
mogą być nareszcie szczęśliwe
i nareszcie bezpieczne.

A tu numer konta Fundacji
52 1090 1694 0000 0001 1684 9209
Fundacja "Dom Tymianka"
Kołaki - Kwasy 8
06-405 Opinogóra Górna

Będę się cieszyć najogromniej jak tylko można
gdy oddacie szczyptę swojego serca
dla Wzruszaczy z Domu Tymianka:-)

I jeszcze raz
zapraszam do udziału w
Loteryjce dla Warzywożerców
i życzę
p  o  w  o  d  z  e  n i  a  !!
a ja już się cieszę na losowanie i wysyłanie paczki:-)))))))

Pozdrawiając
życzę dobrego dnia
 lub magicznego wieczoru
lub bajkowych snów:-)

Edyta z Kubkiem Kawy


wtorek, 20 stycznia 2015

Miś o Bardzo Małym Rozumku







"Puchatek z Prosiaczkiem w złocisty wieczór wracali zamyśleni do domu i przez dłuższy czas milczeli.

- Powiedz, Puchatku - rzekł wreszcie Prosiaczek - co ty mówisz, jak się budzisz z samego rana?

- Mówię: "Co też dziś będzie na śniadanie?" - odpowiedział Puchatek. - A co ty mówisz, Prosiaczku?

- Ja mówię: "Ciekaw jestem, co się dzisiaj wydarzy ciekawego."

Puchatek skinął łebkiem w zamyśleniu.

- To na jedno wychodzi - powiedział."




Dziś 
Dzień Kubusia Puchatka! 

Sto lat Puchatku:-)
Sto lat Mieszkańcy Stumilowego Lasu:-)


p.s. Zepsuła mi się lampka czytająca. To znaczy, gdy włączyłam lampkę wczoraj w nocy, żarówka zrobiła bardzo donośne PUUUUUUCH!!!!! Jakby powiedział Prosiaczek, pękłam żarówkę. Choć nie upadłam na nią brzuszkiem, a tylko zrobiłam pstryk! I owa żarówka nie dość, że nasmrodziła spalenizną, nie dość, że wystraszyła Tygryssę, nie dość, że wystraszyła Mamę (nie dotykaj, nie dotykaj!), nie dość, że spaliła gwincik w lampce, to wyrzuciła korek od gniazdek w domu! Ba! Ona wyrzuciła go nawet w piwnicy w Wielkiej Centrali Korków, Której Zasadniczo Boję Się Dotykać, Ale Nie Mam Wyjścia. 
W środku nocy udałam się na spacer do piwnicy w  piżamie w słoniki, grubych skarpetach w paski, pracowniczej, wymazanej farbkami bluzie od dresu i z mokrymi włosami. I oczywiście spotkałam sąsiada, co to mu przeszkadza czasem, gdy używam dziurkacza. Jako kobieta po chemioterapii i przeszczepie szpiku często lekce sobie ważę, jakie robię wrażenie na ludziach, bo wiem, że ubieranie się ma sprawiać przyjemność mi, a nie innym! A jednak jakoś tak... te słoniki... te przylizane wodą włosy... 
Ale wracając do meritum, to jest do zepsutej lampki. Przy czymś przecież trzeba czytać, prawda? Z drugiej strony sofy mam lampkęniedoczytaniaadomiłegonastroju czyli niezbyt jasną. Włączyłam, za ciemno by czytać. Zdjęłam fabryczny abażurek, żarówka, choć niby słaba, to razi okropnie. 
Zgodnie z zasadą "człowieku, zrób sobie sam" zrobiłam więc sobie Najszybszy Abażurek Świata. 
Dopóki nie skończę, wspaniale w duchu i stylu wiktoriańskim napisanej, książki (Nagroda Bookera 2013!!!) lub nie naprawi się czytająca lampka, moja lampka do czytania wygląda tak:


Jest nastrój? Według mnie, jest:-)

I jeszcze jedno post scriptum. 
Jutro zapraszam na loteryjkę! A dziś leciutko uchylam wieczko Baryłeczki Do Przechowywania Różnych Różności, w którym ukryta jest zawartość loteryjki... 



Ciepło, jesiennie, choć to zimę niby mamy, optymistycznie, z prosiaczkową ciekawością dnia
pozdrawiam:-))

Edyta z Kubkiem Kawy