Dziś takie piękne i radosne biało - czerwone święto... Czasem zazdroszczę sobie, że mam możliwość żyć w... chciałam napisać "spokojnych czasach", ale ręka się zawahała. Nie są one spokojne, dzieje się dużo, szybko i często aż zanadto burzliwie, polityczna zupa warzy się z wielkim bulgotem, a i często obrzydliwy smrodek nad nią się unosi. Nie zmienia to faktu, że czasem zazdroszczę sobie samej tego, że mam możliwość żyć w wolnym kraju. Jakby to nie mocno górnolotnie i jednocześnie mocno dydaktycznie zabrzmiało...
A jeśli już przy biało - czerwonej... Mama dziś rano stwierdziła, że także się oflaguje! Jednak nie z przyczyn porywów patriotycznego ducha, ale z pobudek niskiego autoramentu! W ramach protestu! "Jeśli nie upieczesz ciasta..." No cóż... Przyznam, że też jakoś tak za mną chodziło. Od razu wiedziałam, jakież to ciasto upiekę. Najszybsze ciasto świata, a przy tym pysznościowe i z tych, co to zawsze się udają, co też nie bez znaczenia. To idealne ciasto dla zdesperowanych w pragnieniu ciasta:-) bo od chwili osiągnięcia apogeum niemożności życia bez ciasta do wyjęcia gotowego z piekarnika mija jakieś półtorej godziny. A przy tym plusem jest to, że wychodzi pyszne nawet z podłej jakości margaryny, mimo że w przepisie masło. I tak wyszperałam w lodówce pół kostki margaryny wielce podłej jakości, której nazwy z litości :-) nie wymienię, rozpuściłam, dodałam cukier, mak i inne takie i...
TA DAM !!!!!
Piegusek
Potrzebne są:
- 1 szklanka mąki
- 1 szklanka maku suchego (w stanie niezmielonym, niemoczonym)
- 1 szklanka cukru (choć ja daję zawsze nieco mniej, bo nie lubię bardzo słodkich ciast)
- 4 jaja
- 1 kostka masła (ale może być i margaryna)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- aromat waniliowy - opcjonalnie
- cukier puder do posypania
Masło roztopić z 3/4 szklanki cukru, dodać mak i chwilkę ogrzewać. Ostudzić.
Zmiksować białka na sztywną pianę.
Żółtka ubić z 1/4 szklanki cukru na puch, dodać mąkę z proszkiem do pieczenia, zmiksować. Dodać masę makową, zmiksować. Dodać pianę, wymieszać delikatnie rózgą lub łyżką. Przelać do rynienki średniej wielkości wysmarowanej tłuszczem i obsypanej bułką tartą. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika.
180 stopni, ok. 40 minut.
Gdy przestygnie i jeszcze coś zostanie:-) posypujemy cukrem pudrem.
U nas nie zostaje... Znika na ciepło ze szklanką mleka. Wiem, wiem, niezdrowo...
A z wczoraj... Ciąg dalszy kartek próbnych, czy też wzorów, czy jak to jeszcze zwać...
Na początek kartki w stylu, do którego, po ubiegłorocznym "na bogato", mam w tym roku słabość. Roboczo nazwałam sobie tą tendencję kartową "na całej połaci śnieg" :-)... w przeróżnej postaci - śnieg, na siostry i braci, zimowy plakacik - śnieg... na żale że wcale... i na tak dalej, tak dalej, tak dalej... śnieg... To wszystko przez Ori - Pani Domu Tymianka. Po rozmowie z Ori via telefon, kilka dni temu, wszystko mi w duszy gra, jeszcze bardziej niż zawsze, Kabaretem Starszych Panów. Nawet kartki:-)
A! Jeśli o Starszych Panach! Dziś w Trójce, Niedźwiedź z Anną Marią Jopek zapowiadali nową płytę Jerzego Wasowskiego. 3 grudnia w sklepach. Trzeba będzie napisać list do św. Mikołaja:-) :-) To nowa płyta Starszego Pana Jerzego, Pana A, z pięknymi tekstami różnych autorów. I to płyta częściowo zagrana i zaśpiewana przez Pana A, zgrana z taśmy nagranej w warunkach domowych lata temu, jedynie fortepian i głos Pana Wasowskiego. Do tego dodano nieco współczesnej, dopasowanej, dogranej muzyki, z orkiestracją, a więc i z orkiestrą:-), plus - w formie duetów z Panem Jerzym właśnie- Anna Maria Jopek, Monika Borzym i jeszcze Irena Santor. Ach... Starszy Pan A i jego delikatne, piękne, magiczne melodie...
Takiego duetu jak Pan A i Pan B wszechświat już pewnie nie zrodzi. Szkoda wielka... Gdy słucham piosenek z Kabaretu Starszych Panów to nawet w to, że przydarzy się... wielka, prawdziwa, dozgonna, niczym nieograniczona, szalona, wieczna... i tak dalej, tak dalej, tak dalej... miłość, skłonna jestem - z cichutka - uwierzyć... :-)
Ale karki! Tak jest, kartki. Wracam do nich. Na początek kartki w stylu "na całej połaci śnieg"...
A tu moje ukochane maleńkie dzwoneczki metalowe:-) A moja Mama na ich widok robi "phi!" i mówi, że mam niezdrowe podejście do dzwoneczków:-) Ale czy można się oprzeć? Co roku "wciskam" gdzieś w kartki dzwoneczki.
Gdy poruszy się kartką słychać cichutką magię świąt...
I skrzydełka... to moja kolejna słabość. Także wieloletnia... Nie chwaląc się, jam to uczyniła, to jest wycięła owe skrzydełka.
I taka kartka, która w ogóle, ale to W OGÓLE mi się nie podoba. Coś, i to duże COŚ!, jest z nią nie tak. Tylko nie wiem co... Ktoś pomoże?
I postarzona kartka z pięknymi listkami ostrokrzewu, które wyłudziłam od Brujity. Jeszcze raz wieeeelkie dzięki Kasiu:-)
I jeszcze takie nic...
I wisienka na torcie... czyli kartki powstałe w koprodukcji rodzinnej. Moja część pracy to jedynie mały dodatek do piękności krzyżykowych Mamy:-)
I
jak kończą się
amerykańskie filmy...
THE END
:-)
Pozdrawiam wszystkich ogromnie ciepło:-)
Edyta z Kubkiem Kawy